Przejdź do głównej zawartości

Perypetie rodem ze Szklarskiej Poręby

W środowisku narciarzy i snowboardzistów dzieje się sporo, a jeszcze więcej się słyszy. Najczęściej są to narzekania typu: wieje, zimno, mgła, w cholerę śniegu, niedośnieżone stoki, jakie kolejki, ile ludzi, blablabla.
Jestem w Szklarskiej Porębie i jeśli miałabym również ponarzekać, to raczej tylko na te dwie sprawy:
a) na cholerny lód na trasach, gdzie jedyne, co robisz, to modlisz się, abyś mógł wyhamować. Dzisiaj tak miałam - skręcałam w bok, no i nie dałam rady. Glebnęłam się z nartami w pionie, a dzieciaki, na które miałam oko, tylko stanęły koło mnie i miały oczy wielkie jak pięć złotych, bo czy Julka się podniesie? Poradziłam sobie i zjechałam jeszcze z nimi kilka razy, ale pomimo tego zjeżdżały już wolniej, bo widocznie nie chciały skończyć tak jak ja.
b) na krzesełka na sam szczyt. Jechałam ostatnio na szczyt z ojczymem, bo zachciało nam się jechać na Czarną Trasę (która później okazała się zamknięta tak btw.), ale w połowie myśleliśmy, że zamarzniemy, bo jechaliśmy baaaardzo wolno, no i jeszcze nas bujało, bo wiało dosyć mocno. Śnieg w twarz, piękne widoki, zamarznięte ręce i nogi - do przeżycia, ale raczej nikt nie chciałby powtórki z rozrywki.
No i ogólnie po moją mamę przyjechało na stok pogotowie, bo jakaś baba wjechała w nią i ją podcięła, bo była zajęta gonitwą za swoim zbyt ruchliwym dzieciakiem, którego nie umiała przywołać do porządku. Potem się zaczęło i mame po prostu zaczęła się gibać i upadać na boki, więc koniec końców skończyła, jadąc na saneczkach do punktu pogotowia, mając również nogę w szynie. Byłam wtedy w barze z ojczymem i tylko rzuciłam hasło, że mame i że trzeba ją odebrać, to chyba niektórych ludzi potrąciliśmy, kiedy wychodziliśmy, ale no cóż. Przepraszałam ich wylewnie, ale no, spieszyłam się.
Mame miała podejrzenie zerwania więzadeł, więc w ogóle Jezus Maryja, tylko się modliłam, żeby było to coś lepszego. Mąż przyjaciółki mojej mamy przygarnął mnie i sis i u nich zjadłyśmy obiad, a ci pojechali do szpitala, gdzie okazało się, że to jakieś super mocne naciągnięcie i że proszę kupić opaskę na kolano. Aktualnie mame chodzi po ośrodku i się śmieje ze szpitali, także chyba wszystko wróciło do normy.
A śniegu jest naprawdę dużo. Taplałam się w nim ostatnio i sięga mi do bioder, a mam dobre metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Jeździmy wszędzie z łańcuchami na oponach, chociaż zakładanie ich to podobno mordęga. Jeszcze nie próbowałam. Chyba nawet nie chcę.
Jutro ostatni dzień i wracam do domku. Będzie tam tak samo biało jak tutaj, ale to NIE BĘDZIE TO SAMO, BO TAM NIE MA GÓR, NO.
Ale mame obiecała mi naukę na snowboardzie, także...
BYLE DO SNOWBOARDU, OK?
No oke.
Ciao.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pisanie pisarki

Przede mną od kilku tygodni otwarte jest okienko Worda. Puste. Czeka, aż wypełnię je swoimi słowami, które kłębią się w mojej głowie. Leci piosenka za piosenką, przemija kolejny odcinek serialu, a karta dalej pozostaje pusta. Oczy, zaczerwienione od przecierania, tylko bezmyślnie gapią się w ekran i prześlizgują się po kolejnych literach. Mam za dużo i za mało słów w głowie. Przejęzyczam się coraz częściej, a kiedy chcę coś powiedzieć, coś, co jest ważne, zacinam się i mam pustkę w głowie. Nie wiem, co się dzieje. Śmieję z siebie. Mam tak od dwóch miesięcy. Wtedy po prostu biorę do rąk aparat i gdzieś wychodzę. Dzisiaj pierwszy dzień wiosny, także ten najgorszy czas za nami. Będzie coraz jaśniej i coraz bardziej zielono. Ja niedługo będę miała najgorsze rzeczy za sobą (mam nadzieję, że wszystko pokończy się w czerwcu). Może wtedy coś wróci? Nie będę jak jakiś cielak, który tylko się włóczy i chce spać. Jutro środa, 3. dzień tygodnia. Musze pojechać po słuchawki, bo moje poprzednie z

Czekanie na Kasię

Czekam na Kasię. Na Spotify spokojnie gra mi Twenty One Pilots. Popijam sok pomarańczowy, zapijam się herbatą malinową. Telefon milczy, z Facebooka co chwilę coś huczy. K. pisze, że idzie na imprezę, i prosi, żebym nie odbierała od niego telefonów. Pytam się, dlaczego mam tak zrobić, a odpowiada mi: nie wiem, co mogę ci powiedzieć. Mówi mi, żebym się nie martwiła. Obiecuje, że wróci. Dobrze, że nie mam zegara, bo bym zwariowała. Zazwyczaj sylwester był mroźny. I wietrzny. Przynajmniej to drugie trwa w swoim postanowieniu. Nie zamierzam się dzisiaj ubierać w spódnice, koszule, rajstopy. Nie, będzie 'dresiarsko'. Bluza dresowa, dresy, fryzura na odwal. Byle wygodnie. Nie chcę się stroić we własnym domu. Kasi dalej nie ma. Żeluś ucieka mi z chatu. Pisze, że już jedzie do swoich. Życzy Szczęśliwego Nowego Roku i się rozłącza. Wyłącza się. Reg i Lil pytają się, co z dzisiejszym Skype. Nie odpowiadam, bo w nim nie uczestniczę. Dalej przeglądam tablicę na Facebooku i Twitterze, s

-1

z okazji tego, że dostałam na święta Kindle, nareszcie przeczytałam czwartą część Dotyku Julii i oficjalnie nie żyję. a więc. jutro mam urodziny. nie przepadam za urodzinami, ale jutro jest piątek, więc wracam do domu. zmęczona, ale i szczęśliwa, bo na ferie. wyjeżdżę się, naczytam, odpocznę. zamknę się w swoim świecie na kilka dni i będzie dobrze. szkoda, że nie mam aparatu. muszę pozgrywać książki. w słuchawkach leci mi Florence, mam dzisiaj ochotę. czuję, że nie jest za dobrze, nie jest aż tak źle. liczy się bycie pozytywnym, prawda? pójdę wcześniej spać, wyśpię się. bo jutro czeka mnie sporo jazdy, a wolę być jak nowo narodzona, a nie jak trup. no i w końcu wyszyję na kanwie twarz benedicta cumberbatcha. challenge accepted.