Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2017

-2

czasami chcę z siebie wyrzucić całe zło, całą swoją wściekłość i niezrozumienie, ale nie mogę. jest w środku jakaś blokada, której nie mogę pokonać, chociaż często bym tak chciała. nikt nie chce wiedzieć, nikt nie chce słuchać. to okropne. mówię o jednym, słucham o biedactwie drugiej osoby, która jakby mnie nie widziała. a kim ja jestem. chyba nikim, skoro jestem jak ściana. jedyną dobrą uciechą tego dnia jest przeczytanie całej serii Trylogii Czasu, w której jestem aktualnie zakochana. idę grać, nie będę tracić własnych nerwów. nawet mi się nie chce.

Perypetie rodem ze Szklarskiej Poręby

W środowisku narciarzy i snowboardzistów dzieje się sporo, a jeszcze więcej się słyszy. Najczęściej są to narzekania typu: wieje, zimno, mgła, w cholerę śniegu, niedośnieżone stoki, jakie kolejki, ile ludzi, blablabla. Jestem w Szklarskiej Porębie i jeśli miałabym również ponarzekać, to raczej tylko na te dwie sprawy: a) na cholerny lód na trasach, gdzie jedyne, co robisz, to modlisz się, abyś mógł wyhamować. Dzisiaj tak miałam - skręcałam w bok, no i nie dałam rady. Glebnęłam się z nartami w pionie, a dzieciaki, na które miałam oko, tylko stanęły koło mnie i miały oczy wielkie jak pięć złotych, bo czy Julka się podniesie? Poradziłam sobie i zjechałam jeszcze z nimi kilka razy, ale pomimo tego zjeżdżały już wolniej, bo widocznie nie chciały skończyć tak jak ja. b) na krzesełka na sam szczyt. Jechałam ostatnio na szczyt z ojczymem, bo zachciało nam się jechać na Czarną Trasę (która później okazała się zamknięta tak btw.), ale w połowie myśleliśmy, że zamarzniemy, bo jechaliśmy baaaar

-1

z okazji tego, że dostałam na święta Kindle, nareszcie przeczytałam czwartą część Dotyku Julii i oficjalnie nie żyję. a więc. jutro mam urodziny. nie przepadam za urodzinami, ale jutro jest piątek, więc wracam do domu. zmęczona, ale i szczęśliwa, bo na ferie. wyjeżdżę się, naczytam, odpocznę. zamknę się w swoim świecie na kilka dni i będzie dobrze. szkoda, że nie mam aparatu. muszę pozgrywać książki. w słuchawkach leci mi Florence, mam dzisiaj ochotę. czuję, że nie jest za dobrze, nie jest aż tak źle. liczy się bycie pozytywnym, prawda? pójdę wcześniej spać, wyśpię się. bo jutro czeka mnie sporo jazdy, a wolę być jak nowo narodzona, a nie jak trup. no i w końcu wyszyję na kanwie twarz benedicta cumberbatcha. challenge accepted.

Pochód

Wstaję rano, bo do pokoju wchodzi mi babcia i mówi mi, że mam wstać. Na zegarku jest 8:26. 4. minuty przed moim budzikiem. Wzdycham, wstaję, ogarniam łóżko i idę do kuchni, gdzie babcia smaży jajecznicę. Pyta się mnie, dlaczego nie jem chleba, a ja odpowiadam jej, że po prostu nie mam ochoty. Babcia chyba wzrusza ramionami i nakłada mi na talerz jajka, a ja biorę go i siadam przy stole. Zjadam cały talerz, dziękuję i odnoszę do zlewu. Idę do pokoju ubrać się. Mam całą godzinę, ale w międzyczasie chwytam w ręce mój telefon i piszę do Ady, czy jedzie ze mną. Ta nie odpowiada mi, więc ogarniam się i 15. minut przed wyjściem odczytuję wiadomość, że tak. Podaję jej konkretną godzinę i już wychodzę. Żegnam się z dziadkami żartem i już mnie nie ma. Pada śnieg, ale gdzieś za chmurami ukrywa się słońce. Zakładam słuchawki, włączam muzykę (ledwo, bo na rękach mam założone rękawiczki) i ruszam na przystanek. Spotykam się z koleżanką, z którą rozmawiam kilka minut, po czym na przystanku pojawia s